reklama
kategoria: Świat
5 marzec 2020

"Przestańcie gadać bzdury": karnawał w czasach zarazy

zdjęcie:
Kiedy w Grecji potwierdzono kolejny przypadek zakażenia COVID-19, rząd podjął natychmiastową decyzję: wszystkie zaplanowane wydarzenia związane z Apokries, czyli karnawałem, zostają odwołane. To pierwszy taki przypadek od zakończenia II Wojny Światowej. Bo dla Greków karnawałowe szaleństwo wraz z towarzyszącymi mu imprezami to niemal świętość. Władze mówią: "Zagrożenie jest poważne", ludzie: "W porządku, ale będziemy bawić się i tak". Na wyspach Cykladach, kilka godzin rejsu promem z kontynentalnej części kraju, miłość do wspólnej zabawy zatriumfowała nad strachem. Tę interesującą historię opisuje Bartosz Kicior – dziennikarz serwisu menway.interia.pl.
REKLAMA
Takiego karnawału jak ten w Grecji nie sposób uświadczyć w żadnej innej części Europy. Spontaniczne, kolorowe, często przebierane imprezy, korowody i parady, w których bierze udział tysiące osób, tańczących w lokalach i na ulicach do białego rana. Im bliżej postu, tym huczniejsza zabawa.

W tym roku pojawiła się jednak poważna przeszkoda: koronawirus, który przybył do kraju akurat w ostatni weekend okresu karnawałowego, czyli w jego kulminacyjnym momencie. Z obawy przed kolejnymi przypadkami zarażenia grecki rząd kategorycznie zabronił organizacji oficjalnych wydarzeń w ramach Apokries.

Doniesienia o COVID-19 wywołały panikę praktycznie na całym świecie. W ostatnich dniach sporo ludzi w obawie przed chorobą zrezygnowało i nadal rezygnuje z podróży zagranicznych, a turystyczne miejscowości świecą ponoć pustkami.
To miał być materiał o tym, jak wyglądają zatłoczone na co dzień, tętniące życiem Cyklady, na które padł upiorny cień strachu przed epidemią. O pustych ulicach, pozamykanych sklepach i ludziach bojących się wyjść z domu. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Dzięki zaproszeniu Greckiej Narodowej Organizacji Turystycznej w Polsce mogliśmy ujrzeć to na własne oczy.


"Proszę nie przywozić tego dziadostwa do Polski!"


Jeśli ktoś zdecyduje się obecnie na podróż drogą powietrzną z Warszawy, pierwsze, co zobaczy to pustki na lotnisku. Drugie to oczywiście ludzie w maseczkach. W poczekalniach, na pokładach samolotów, na promach.
Każdy z nich przypomina milcząco: w Europie grasuje koronawirus i lepiej się pilnujcie. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę powtarzane przez ekspertów uwagi na temat tego, że maseczki na niewiele się w tym wypadku zdadzą, wygląda to trochę niepoważnie.

Opinię tą na pewno podzielają mieszkańcy wyspy Syros, którzy wysiadających z promu turystów z zasłoniętymi twarzami witają delikatnym uśmiechem politowania.

- To jest bzdura - mówi Antonis Maragos, właściciel biura podróży, przewodnik i zagorzały Syrosofil, mieszkający tu od lat - Przestańcie opowiadać bzdury. W Grecji tylko od początku roku z powodu grypy zmarło 80 osób. A przez koronawirusa? - pyta i rozkłada wymownie ręce.

Greckiej Narodowej Organizacji Turystycznej zaprosiła na Syros także blogerkę Dorotę Chojnowską. Dorota odbiera kilka telefonów z Polski - znajomi dzwonią z pytaniami, czy wszystko jest w porządku i czy przypadkiem nie oszalała, decydując się na taką podróż. Co najmniej jakby była to wyprawa do Syrii lub pod wieżę Barad dûr.

Ktoś pisze na jej fejsbukowym profilu: "Proszę nie przywozić tego dziadostwa do Polski!". Trudno zareagować inaczej niż grymasem twarzy przypominającym drugą od końca i czwartą literę angielskiego alfabetu. Histeria nad Wisłą trwa w najlepsze. Na Syros nikt nie panikuje. Wszyscy mają świadomość potencjalnego zagrożenia, ale podchodzą do tematu bardzo racjonalnie.

Podczas gdy wielu Polaków czytając doniesienia o zarażonych, wieszczy koniec naszej cywilizacji, wykupuje zapasy na pół roku i chce zamykać się w bunkrach, mieszkańcy greckich Cyklad toczą zupełnie normalne życie. I zupełnie normalnie, jak co roku, kiedy nadchodzi czas zabawy, tańczą, śmieją się i śpiewają do białego rana.


"Przyjechali się bawić i będą się bawić"


Jest niedziela, ostatni dzień karnawału, który Grecy świętują, bawiąc się do białego rana. Jutro, w pierwszy dzień postu, mogą odpoczywać, bo to dzień wolny od pracy. Na ulicach Syros leżą serpentyny, bibuła i konfetti - pozostałości z wczorajszych wieczornych szaleństw.

- Przepraszam za bałagan, nie zdążyli jeszcze posprzątać - tłumaczy Antonis. - Ale to nic. Zobaczycie, co będzie się działo dzisiaj w nocy.

Rząd co prawda odwołał imprezy, ale na Cykladach ludzie nic sobie z tego nie robią. Wyszli na ulice tak czy tak. - Sporo osób przyjechało na długi weekend - mówi nasz grecki przewodnik. - Część jeszcze przed decyzją władz. Przyjechali się bawić i będą się bawić.

Turyści to głównie Grecy - mieszkańcy Aten i innych większych miast. Obcokrajowców niełatwo tutaj spotkać. Nie tylko ze względu na wirusa. Syros to mało popularna destynacja, co dodaje wyspie dodatkowego waloru i nadaje autentyczności.

Zarówno przyjezdni, jak i lokalsi robią to, co zawsze w niedzielę: siedzą w lokalach, rozmawiają, jedzą, piją kawę, spacerują, robią zdjęcia. Dla nich tych kilku zainfekowanych w Atenach i Salonikach to żaden omen śmiertelnej zarazy, a co najwyżej lekko niepokojący fakt.


Żadne prawa i ustawy...

Im bliżej wieczora, tym większy ruch na ulicach. Słychać gwizdki, dzwonki i głośne rozmowy. Widać coraz więcej osób w wymyślnych, kolorowych kostiumach. Zarówno dzieci jak i dorośli.

Niektórzy z nich przebrali się całymi grupami. Normalnie poszliby w wielkiej karnawałowej paradzie. W tym roku oficjalna impreza została odwołana, ale przygotowywali swoje stroje tygodniami i nie mają zamiaru zamykać ich w szafie.
Powoli zaczyna robić się tłoczno. Jeszcze ostatnia kawa i można zaczynać właściwą zabawę. W przeciągu godziny bary, kawiarnie i restauracje nad brzegiem morza zapełniają się roześmianymi, tańczącymi grupkami. Strach na wróble bawi się z dinozaurem, duch pije z arabskim szejkiem, a Joker pali papierosa.

Wygląda to jak krakowski pochód Juwenaliowy albo poznański Pyrkon, z tą tylko różnicą, że są tu głównie ludzie w średnim wieku, jesteśmy nad morzem, a piwko kosztuje pięć euro.


Syros vs koronawirus: 1:0

Czyste szaleństwo. Autentyczna, niczym nieskrępowana zabawa. Do tego bezpiecznie i sympatycznie. Od czasu do czasu ktoś zapomina się w tańcu i zaczyna kręcić piruety na ulicy. Ale kierowcy nie denerwują się, tylko powoli i spokojnie omijają imprezowiczów.

W tłumie spotykamy nawet grupę z Polski - kilkanaście mieszkanek Łodzi już od kilku lat co roku przyjeżdża na Cyklady, żeby wziąć udział w karnawale. Czy boją się wirusa? Najwyraźniej nie. Czy ktokolwiek poza nimi się boi? Na to też raczej nie wygląda.

Najwytrwalszych imprezowiczów wygania dopiero świt. Następnego dnia chodniki usłane są znowu fragmentami dekoracji i elementami kostiumów. Kończy się długi weekend, a zaczyna post.
Przyjezdni masowo wracają na kontynent. Z 23-tysięcznego Syros promami odpływa w poniedziałek około 7 - 8 tys. osób. Wszystko wraca do normy. Normy, w której dalej nie widać żadnych oznak paniki.

-Powiedzcie w Polsce, żeby się nie bali i przyjeżdżali na Syros - mówi Antonis, żegnając nas na maleńkim lotnisku, z którego raz dziennie odlatuje samolot do Aten. Nie pozostaje więc nic innego jak spełnić jego prośbę. Należy też podziękować GNTO i władzom Syros za możliwość zobaczenia i przeżycia karnawału na wyspie.


Autor: Bartosz Kicior
Źródło: Interia.pl
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Bieruń
-0.4°C
wschód słońca: 07:06
zachód słońca: 15:53
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Bieruniu