Ataki na obchody smoleńskie to "putinada"
10 września, gdy przypada kolejna "miesięcznica" katastrofy smoleńskiej, Kaczyński wystąpił na placu Piłsudskiego w Warszawie, gdzie znajdują się pomniki Ofiar Tragedii Smoleńskiej oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jego pojawieniu się przed pierwszym z tych pomników towarzyszyły okrzyki: "złodzieje" oraz "będziesz siedział", wykrzykiwane przez grupę manifestantów.
"Jesteśmy tutaj, żeby państwo mogli obejrzeć z bliska, w jaki sposób to od wielu miesięcy, od czasu przejęcia władzy przez koalicję 13 grudnia wygląda. Bo to jest tak przez cały czas, wbrew prawu" - mówił Kaczyński, nawiązując do zachowania grupy manifestantów.
Prezes PiS podkreślił, że uczestnicy obchodów smoleńskich nie są w należyty sposób ochraniani przez policję przed atakami i zaczepkami. "Kiedyś policja ten obowiązek spełniała, dzisiaj go nie spełnia. Udaje, że się nic nie dzieje. Pojedynczy policjanci czasem reagują i tu jesteśmy wdzięczni, ale ci, którzy dowodzą, mają najwyraźniej inne rozkazy" - ocenił szef PiS.
Jego zdaniem, wobec uczestników "tolerowana jest agresja", którą "można określić krótko - +putinada+". Nawiązał w tym kontekście do tabliczki, którą protestujący przeciwko obchodom smoleńskim co miesiąc składają przed pomnikiem ofiar. Widnieje na niej napis: "Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski".
Zdaniem prezesa PiS, ten napis "to obrona Putina". "To jest coś, co jest nieprawdą, która została stwierdzona już w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę wojskową" - mówił.
Kaczyński mówił też, że to to, co działo się po 10 kwietnia 2010 r. przed Pałacem Prezydenckim, "to w oczywisty sposób było tak radykalnie sprzeczne z polską kulturą, której elementem jest szacunek do tych, którzy odeszli, a już w szczególności dla tych którzy zginęli". Dodał, że inspiracja do tego musiała być z zewnątrz.
"Być może nie wszyscy byli inspirowani bezpośrednio ze Wschodu, a być może i z Zachodu, ale cały sens tej operacji, zmierzający do tego, żeby poniżyć, wyeliminować ze społecznej pamięci albo umieścić w tej złej pamięci, tych którzy zginęli, to było przedsięwzięcie, które akceptowała obecna władza" - mówił Kaczyński.
Prezes PiS ocenił ponadto, że ci protestujący, którzy przychodzą na Pl. Piłsudskiego, powinni być i będą przedmiotem zainteresowania "prawdziwie polskich służb specjalnych", i że "uczciwe sądy kiedyś ich osądzą". Ocenił też, że comiesięczne prowokacje w trakcie obchodów "są syndromem głębokiej zależności z jednej strony od Niemiec, a z drugiej strony od Rosji".
"Będziemy bronić godności tych, którzy zginęli. (...) Obok mnie stoją osoby, które straciły najbliższych w trakcie zamachu smoleńskiego. (...) Są osoby, których mąż, ojciec, żona zginęli w trakcie tego strasznego wydarzenia, tego zbrodniczego zamachu - tego dzieła Putina i jego polskich sojuszników" - oświadczył prezes PiS.
Kiedy Kaczyński kończył swoje wystąpienie, z tłumu protestujących słychać było: "spiep... dziadu". "To jest jedyne, co oni potrafią tutaj w imieniu Putina powiedzieć - skwitował Kaczyński.
Głos zabrali też przedstawiciele ofiar katastrofy smoleńskiej i jednocześnie parlamentarzyści PiS: Małgorzata Wassermann, Alicja Zając, Jacek Świat.
Wassermann mówiła, że dla niej rzeczą niepojętą jest, że w XXI wieku w środku Europy bliscy ofiar nie mogą przyjść na plac i w spokoju oddać hołd bliskim. "Doskonale wiemy, że to nie są działania przypadkowe. Nasz apel dzisiaj za pomocą mediów jest do całego społeczeństwa, do wszystkich ludzi, którzy być może nie zgadzają się z nami politycznie (...), ale zgadzają się z nami co do jednej rzeczy, że każdy człowiek, który poniósł śmierć, zasługuje na to, aby mógł być odpowiednio upamiętniony" - mówiła.
"Proszę wszystkich obywateli naszego kraju: pomóżcie nam, w każdy możliwy sposób, choćby wielkim potępieniem tych ludzi, którzy tutaj przychodzą" - dodała.
Po zakończeniu wystąpień, kiedy szef PiS opuszczał Plac Piłsudskiego, doszło do szarpaniny pomiędzy politykami i zwolennikami PiS a manifestantami. Część parlamentarzystów PiS, ale bez Kaczyńskiego, pozostała przed pomnikiem ofiar, starając się uniemożliwić drugiej stronie złożenie tabliczki z napisem nawiązującym do odpowiedzialności Lecha Kaczyńskiego.
Policja poinformowała PAP, że nikt nie został zatrzymany, a dwie grupy protestujących zostały oddzielone kordonem.
Po pewnym czasie prezes partii wrócił jednak przed Ofiar Tragedii Smoleńskiej. Obecna jest tam także grupa protestantów.
We wtorek rano, jak co miesiąc, Kaczyński razem z przedstawicielami PiS uczcili pamięć ofiar tragedii smoleńskiej. Po porannym nabożeństwie odprawionym w warszawskim kościele seminaryjnym udali się na Plac Piłsudskiego, gdzie złożyli kwiaty przed pomnikami prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz Ofiar Tragedii Smoleńskiej.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. (PAP)
rbk/ klem/ itm/